Kiedy w maju 1846 roku u jej wybrzeży stanęły naprzeciwko siebie jednostki duńskie i austriacko-pruskie, nie zapowiadało to jeszcze wojny totalnej, jaką znamy. Można by nawet pomyśleć, że to admiralicja grała sobie w okręty. Tak czy owak, była to ostatnia w dziejach bitwa morska (potomni nazwali ją bitwą pod Helgolandem), kiedy drewniane okręty ostrzeliwały siebie nawzajem, płynąc w szyku liniowym. Nikt wówczas nie wygrał. Ale Niemcy postanowili zmilitaryzować Helgoland, dostrzegając w usytuowaniu i ukształtowaniu wyspy ogromny potencjał strategiczny. Dwie morskie potyczki, jakie stoczono podczas I wojny światowej na przybrzeżnych wodach zatoki, przeszły potem do historii jako I i II bitwa koło Helgolandu. Royal Nawy szczyciła się dwukrotnym zwycięstwem, a marynarka Cesarstwa Niemieckiego sprytem i męstwem.
Kres panowaniu niemieckiemu postanowili położyć Brytyjczycy pod koniec II wojny światowej. Pancerny bastion nie mógł się obronić. Nastąpiło dwudniowe bombardowanie, jakiego świat dotąd nie widział. Przy użyciu ponad 800 bombowców na otoczony morskimi wodami skrawek lądu o powierzchni zaledwie kilometra kwadratowego spadło 7 tysięcy bomb.
Helgoland przetrwał, choć kiedy dzisiaj patrzy się na budzące grozę zdjęcia z kwietnia 1945 roku, na apokaliptyczny krajobraz, jaki sprokurowano, można by uznać, że to swoiste pars pro toto, czyli przemawiający w mikroskali obraz totalnych zniszczeń wojennych ever.
Ale na tym nie koniec. W maju 1945 roku Winston Churchill miał powiedzieć: „Helgoland musi zniknąć”. I niespełna dwa lata później słowa wprowadzono w czyn: mocno już pokiereszowaną wyspę spróbowano wysadzić w powietrze. Użyto prawie 7 milionów ton ładunków wybuchowych – torped, min głębinowych i granatów. Nastąpiła największa w dziejach świata eksplozja, która nie została spowodowana wybuchem jądrowym. Wstrząsy odczuto w oddalonym o 70 kilometrów Cuxhaven, a chmura pyłu i odłamków skał wzniosła się na tysiąc metrów ponad wyspę. Ale Helgoland przetrwał. A kiedy w 1952 roku oddano go Niemcom, na wyspę przybyli „pierwsi osadnicy”.
Dziś Perła Morza Północnego jest przyjazną i zdemilitaryzowaną strefą: marzeniem wszystkich, którzy kochają wiatr na policzkach i morskie pływy, urwiste brzegi i czerwone strzeliste klify, i generalnie wszystkie wyspiarskie klimaty.
W centralnej części znaleźć można klimatyczne knajpki i bajecznie kolorową zabudowę niskich domków. Poruszać się zaś wolno jedynie meleksami, co jest rozwiązaniem bardzo eko, bo Helgoland w latach 90. minionego wieku stał się ostoją morskich ptaków. Wtedy to na wyspie zaczęły gniazdować głuptaki z gatunku Morus bassanus, duże białe ptaki o złotawych głowach i czarno zakończonych skrzydłach, o szaroniebieskich, uwieńczonych ząbkami dziobach, a przede wszystkim o białobłękitnych oczach, których magnetyczne spojrzenie czyni nas niemymi z podziwu.
Głuptaki po mistrzowsku polują na ryby i głowonogi, spadając pionowo lub pod lekkim kątem z wysokości 30 metrów wprost do wody. Na skałach i urwiskach tworzą zaś krzykliwe kolonie lęgowe, swoje gniazda wyściełając nader skąpo: glonami morskimi, źdźbłami traw i wyłowionymi fragmentami sieci. A nieopodal nich osiedlają się nurzyki i mewy trójpalczaste.
Helgoland wraz z oddzieloną odeń wskutek strasznego sztormu, który zdarzył się na początku XVIII wieku, wysepką Düne, czyli Wydmą, stanowi też przystań dla wielu innych gatunków – rozmaitych kaczek morskich, biegusów i fok pospolitych.
Klub Podróży Horyzonty Sp. z o.o. realizuje projekt dofinansowany z Funduszy Europejskich Zdalne zarządzanie biurem podróży poprzez wdrożenie dedykowanej platformy informatycznej rozwiązaniem na sytuacje kryzysowe Klubu Podróży Horyzonty.
Celem projektu jest zapewnienie zdalnej i zautomatyzowanej obsługi klienta, co znacznie poprawi jakość świadczonych usług oraz zwiększy odporność biura na sytuacje kryzysowe.Dofinansowanie projektu z UE: 234 719,17 PLN