O wyprawie
- Lalibela - kościoły wydrążone w skałach
- Gonder - „Camelot Czarnego Lądu”
- Wodospad Tis Issat na Nilu Błękitnym
- Jezioro Tana - etiopskie morze
- Góry Simien - jedne z najpiękniejszych gór Afryki
- Plener i warsztaty fotograficzne z instruktorami
Dlaczego Etiopia?
Bo to kolebka ludzkości, najstarsze obok Japonii i Iranu państwo świata, gdzie tematem do zdjęć będą zarówno cywilizacyjno-kulturowe wspaniałości, ze słynnymi wykutymi w skale kościołami, fantastyczne pejzaże (to tutaj podobno był biblijny Eden), jak i życie codzienne mieszkańców, należących do 80 grup etnicznych. Co niemniej istotne, kraj zwany Tybetem Afryki jest przyjazny fotografom – Etiopia jest w większości chrześcijańska, a Islam stanowi tu mniejszość, nie ma więc typowej dla krajów muzułmańskich niechęci do aparatów fotograficznych i trzymających je osób. Oczywiście, zawsze dobrze jest poprosić, choćby na migi, o zgodę na zrobienie zdjęcia, ale ryzyko odmowy jest niższe niż np. w Maroku. Niezwykłe, wyraziste fizjonomie mieszkańców kraju należących do różnych ludów to też dobry powód wyjazdu.
Przyroda Etiopii
Etiopia jest słynna także z bogactwa zwierząt, a szczególnie ptaków. Jednym z naszych celów będzie sesja z dżeladami – żyjącymi w stadach liczących do 70 osobników małpami z rodziny makaków, które nie boją się ludzi – a przynajmniej nie boją się turystów (świetnie rozróżniają ich od miejscowych). Szansa ujrzenia lamparta, etiopskiego wilka, hieny, szakala czy serwala również istnieje, choć nie jest szczególnie wysoka…
Bezpieczeństwo
Kolejnym powodem wyboru Etiopii jest kwestia bezpieczeństwa – to kraj wyjątkowo bezpieczny, jak na Afrykę, tak pod względem bezpieczeństwa osobistego, jak i zdrowotnego. Trasa fotowyprawy została ustalona m.in. z uwzględnieniem tych aspektów, dlatego omijamy południe kraju, a trzymamy się części środkowej i północnej, czyli stabilnych politycznie obszarów położonych na wysokości co najmniej 1800 m n.p.m., czyli za wysoko dla większości moskitów. Mimo to w zakładce "Inne" zamieszczamy zalecenia zdrowotne. Warto też mieć na uwadze, że to jednak jest Afryka, więc pewne oczywiste standardy europejskie niekoniecznie mogą tam obowiązywać.
Noclegi
Na hotele w rodzaju Hiltona czy Sheratona nie ma co liczyć – po pierwsze dlatego, że tego typu obiekty są tylko w Addis Abebie, po drugie – cena zawsze przerasta w nich standard, choćby nie wiem jak wysoki. Z drugiej strony, w takim kraju jak Etiopia nie możemy sobie pozwolić na warunki typu schronisko młodzieżowe. Dlatego w Addis będziemy spać w przyzwoitym hotelu średniej klasy (pokoje z łazienkami), a w pozostałych miejscach – w obiektach najlepszych lub prawie najlepszych dostępnych. Będziemy się starali wybrać takie, w których dobry standard współgra z tradycyjnym nastrojem (np. pokoje wzorowane na lokalnych chatach – przynajmniej kształtem). Wyjątkiem będzie Bahyr Dar, gdzie hotel o raczej turystycznym standardzie leży w tak cudownym ogrodzie, że nie sposób się tam nie zatrzymać. Specyficznym miejscem są góry Simien. Jedną noc spędzimy tam prawdopodobnie w dobrej klasy lodge’u, a drugą – w namiocie. Przyglądając się programowi warto zauważyć, że po tej drugiej nocy mamy całodniowy przejazd. Będziemy najedzeni, ale nie umyci – zatrzymamy się jedynie na odświeżenie w miasteczku Debark u podnóża gór. Namioty oczywiście będą wynajęte, podobnie jak materace i śpiwory, choć jeśli ktoś ma ulubiony śpiwór, to lepiej go zabrać. Warto mieć na uwadze, że to Afryka pełną gębą i nawet w dobrych hotelach mogą być (i będą) przerwy w dostawach prądu (dlatego baterie trzeba ładować kiedy tylko można), a woda będzie ciepła, zimna albo zimna w wiadrze (to ostatnie to awaryjna rzadkość, ale może się tak zdarzyć).
Wyżywienie
Podstawą kuchni etiopskiej jest indżera, czyli naleśnik-blin z mąki z tefu (bezglutenowego zboża, które rośnie tylko tutaj). Jest on lekko sfermentowany (dobrze dla żołądka) i podawany na zimno z zestawem sosów (np. z kawałkami kurczaka i ugotowanymi warzywami). Oczywiście nie będziemy się żywić tylko indżerą, będzie wiele smacznych potraw a indżera będzie raczej ciekawostką. Nad jeziorem Tana są fajne knajpy (niektóre o europejskim standardzie i niedrogie), w których serwują świeże ryby – prawdziwa rozkosz. Popijać radzimy colą, nawet jeśli ktoś nie lubi „amerykańskiego świństwa” (ma działanie odkażające). Odżywiać się będziemy według schematu: śniadanie w hotelu i obiadokolacja w restauracji (w górach będą kucharze). W środku dnia będziemy robić sobie postoje przy targowiskach lub sklepikach, gdzie można zaopatrzyć się w owoce (z grubą skórą do obrania, np. banany) lub coś innego. Wszędzie jest dostępna woda butelkowana – tylko taką można pić i myć w niej zęby.
Wymagania sprawnościowo-zdrowotne
Praktycznie cały czas będziemy na wysokości powyżej 1800 metrów nad poziomem morza, czasami przekraczając wysokość 3000 m n.p.m. Jednym z powodów, dla których zostajemy dwa dni w Lalibeli, jest właśnie aklimatyzacja. Na wysokościach powyżej 3000 m n.p.m. pojawimy się dopiero piątego dnia fotowyprawy. Żaden etap podróży nie będzie jednak wymagający pod względem kondycyjnym. Poruszamy się autobusami lub samochodami terenowymi, wędrówki piesze są niedługie, niespieszne i z częstymi postojami (cele postojów są fotograficzne, ale ułatwią też one życie osobom, u których aklimatyzacja przebiega powoli).