O wyprawie
- Szlak świętego Kutberta - jeden z najwspanialszych długodystansowych szlaków pieszych w Wielkiej Brytanii
- Niespieszna wędrówka wśród wrzosowisk, lasów i krajobrazów szkocko-angielskiego pogranicza
- Przejście przez morze w czasie odpływu ścieżką średniowiecznych pielgrzymów
- Uroki brytyjskiej prowincji: ciche miasteczka, stare opactwa
- Szkocka stolica - Edynburg
- Tajemnicza kaplica Rosslyn
Zorganizowana wycieczka piesza przez Szkocję
Wstąpimy na szlak, co wiedzie przez szkockie pogranicze do angielskiej Northumbrii. Przed nami wrzosowiska, lasy sosnowe i świerkowe - na wzgórzach i w dolinach rzek. A przy tym mury i strażnice wzniesione przez Rzymian; wieże obronne i zamki; świątynie i ruiny opactw.
Natkniemy się w czasie wędrówki na ślady ludzi niezwykłych. Księdza Macphersona, który skomponował „Osjanowe Pieśni” – z legend dawnych dni. Bedę Czcigodnego, co wygłaszał kazania do rybitw i mew nad brzegami szarego morza. Brendana Żeglarza, który przebył ocean i odkrył na Zachodzie wyspy czarodziejskie. I opisał je później w swoim dzienniku podróży.
Szlak świętego Kutberta to dziewięćdziesiąt dziewięć kilometrów. To krainy niespustoszone jeszcze przez współczesną cywilizację. A to oznacza przygody:
– spacery między dwoma żywopłotami: w wąwozach jeżyn, dzikiej róży, ostrokrzewu, tarniny, kolcolistu i głogu;
– wędrówkę szmaragdowymi ścieżkami wśród wrzosowisk. (w porze kwitnienia wrzosów, przypominają Prowansję, jej lawendowe pola.) A także przez zagajniki i przetrwałe cudem fragmenty prawdawnej puszczy. „Gdzie sykomory i wysokie wiązy/ gęstnieją mrokiem lasu, splotem liści/ przez które nigdy przedrzeć się nie zdoła/ zimny, północny wiew”;
- przejście przez morze w czasie odpływu, ścieżką średniowiecznych pielgrzymów, na Świętą Wyspę, do kościoła Miriam – Gwiazdy Morza, przed ołtarz obrzeżony lichtarzami.
Szlak rozpoczyna się przy cysterskim opactwie w Melrose. To właśnie tutaj Cuthbert, późniejszy święty, cudotwórca, biskup Lindsifarne i wreszcie patron Anglii, włożył na siebie wełniany mnisi płaszcz. Posłuchamy przez chwilę wiatru, który przychodzi z północy, przedzierając się między wulkanicznymi stożkami Eildónu; i szumu pobliskiej rzeki Tweed. Poczujemy wilgoć, pleśniowy zapach murów, po czym można będzie wypowiedzieć pątniczą formułę: „Święty Cuthbercie, który śpisz w srebrnym relikwiarzu/ pozdrawia Cię ten, który śpi w płomieniu” (to znaczy: kto podlega jeszcze ziemskim namiętnościom).
„St. Cuthbert’s Way” kończy się na zachodnim wybrzeżu Świętej Wyspy. Przy opactwie założonym na prośbę króla Oswalda. To właśnie Lindisfarne. W tym miejscu tysiąc dwieście lat temu wysunęły się z mgły smukłe łodzie. Jeden z braci zobaczył, że przybijają do klasztornej przystani. Kryształy soli lśniły na burtach, na żaglach i piórach wioseł. Tak oto przybyli Normanowie. Przywieźli ze sobą z Norwegii „gorzkie żelazo” mieczy. Pławione w płomieniach Leknes; wyjęte z ognia Bergen; ukształtowane i zahartowane w kuźniach Trondheim. Mnisi stanęli przed wyborem: czy przyjąć śmierć z rąk najeźdźców? Zgodzić się na bolesne konanie, na ruinę świątyni? Czy przeciwstawić się wojownikom z północy i odesłać ich tam, gdzie najlepsze dla wojowników miejsce: do Walhalli? Co postanowili? Z czym kojarzy się siedemset dziewięćdziesiąty trzeci rok w dziejach świata?
Uwaga: w przypadku gorszych warunków pogodowych oraz w zależności od kondycji uczestników przewidujemy możliwość skrócenia trasy o kilka najmniej interesujących fragmentów.